Przed wyjazdem z rodzinnej Warszawy, tym razem już na zawsze, na wieczną tułaczkę, Aleksander Gierymski namalował ostatnie płótno przedstawiające realistyczny wycinek z codziennego życia miasta i prostych ludzi. To prawie że fotograficzne oddanie realiów tamtych czasów przez jednego z najznakomitszych polskich artystów.

Nie jest to oczywiście malarstwo historyczne. To realizm w jak najczystszej postaci, świat, który otaczał artystę bezpośrednio i w którym on uczestniczył – obserwując. Ale to także widok Warszawy końca dziewiętnastego stulecia, Warszawy, której już nie ma. Można więc powiedzieć, że to swoisty dokument historyczny. A bardziej fachowo – „naturalistyczno-ilustracyjny”. Niewiele zachowało się do dnia dzisiejszego obrazów, które pokazują nam widoki miast z tego okresu. Prawdę powiedziawszy, mało ich stworzono w ogóle. Gdy polskie malarstwo osiągało swój najbujniejszy i najbogatszy okres, czyli ok. roku 1900, który to czas Maria Poprzęcka nazwała „Szczęśliwą godziną”, to nasi artyści krajobrazem miejskim bardzo rzadko się zajmowali. Warszawę końca XIX wieku przedstawiających ludzi w niej żyjącej zostawił nam w kilku obrazach przede wszystkim Aleksander Gierymski.
Piaskarze, to jedno z takich dzieł, które zostały nad wyraz ściśle odtworzone z pozycji obserwatora, przyglądającego się z zewnątrz zastanej sytuacji. Nie ma tu miejsca na jakieś próby uwiedzenia widza sztucznym wzruszeniem; jest tylko dokładna, malarska precyzja. Choć osobiście muszę przyznać, że ilekroć patrzę na ten obraz, to zawsze odczuwam w tym akurat przepadku, wielki szacunek do ciężkiej pracy fizycznej i pokorę wobec ludzi ją wykonujących. A wzruszenie moje jest całkiem naturalne, pochodzące z wnętrza mnie, wywołane właśnie przez tę malarską precyzję artysty. Gierymskiemu przy pracy nad Piaskarzami nie umknął najdrobniejszy detal. Widział ich spocone czoła, zgięte plecy, muskularne ramiona. Wysiłek i trud człowieka – a wokoło nadwiślański krajobraz: woda, po której przebiegają drobne fale, szare niebo przysłonięte kłębkami obłoków, w głębi maszty, żagle, most – zauważa Jadwiga Stępniowa. No i jeszcze ten student w szkolnym ubranku. Siedzi na brzegu, pali papieroska i czy to z nudów, czy też może to przyszły dziennikarz lub literat, a przypadkiem i malarz, obserwuje dokładnie scenę odbywającą się na brzegu rzeki.

Artystę ciągnęło nad Wisłę, do smutnej zaniedbanej dzielnicy biednego miasta, pełnego ruder, miasta nędzarzy, flisaków, piaskarzy, drobnych przekupniów, biedoty żydowskiej, miasta olbrzymich kontrastów – pisał Ignacy Witz. W jego obrazach odnoszących się do tej problematyki siła wyrazu jest niezwykła. Dotyczy to także całej tematyki tego malowidła, ale także i gdy chodzi o siłę wyrazu każdej postaci, zdawałoby się, przypadkowej, a w istocie w sposób ostatecznie przemyślany umieszczonej w całym mechanizmie obrazu, gdzie każdy element ma swe precyzyjne miejsce.(…) Tacy są też ludzie, przedstawieni wiernie, dokładnie, surowo, a jednocześnie z czułością – zauważa dalej tenże malarz i krytyk sztuki.
Widzenie przez artystę owej rzeczywistości równe jest dokładności rysownika tamtych czasów, który zamieszczał swoje ilustracje w magazynach literackich czy społecznych. Dzisiaj byśmy powiedzieli, że tak dokładne jak obraz z kliszy czy matrycy aparatu fotograficznego ustawionego na dużą głębię ostrości. W tle widzimy pierwszy stalowy most warszawski, Kierbedzia, gdzie możemy dojrzeć spacerujących po nim ludzi, czy też jadącą dorożkę, a może tramwaj konny. Janusz Bogucki: Jest w tym pejzażu i wielka bystrość obserwacji, i ład kompozycyjny, i ogromna rzetelność wykonania. Oddanie zróżnicowanych odcieni szarzyzny na partiach nieba i wody, skomplikowanej gry połysków na drobnej fali, odmiennej materialności piasku, drewna, półcieni koszul – wszystko jest zrobione znakomicie, wszystko składa się na obraz jednolity o określonym charakterze. Jana Matejkę tego typu malowidła w ogóle nie interesowały, liczyło się dla niego tylko malarstwo historyczne. Ale jak zobaczył owo dzieło, to ponoć powiedział, że jedyne co ratuje ten obraz, to wyśmienita robota malarska. W ustach Mistrza Jana to jednak wielki komplement.
Aleksander Gierymski: Piaskarze, 1887 rok
Technika/materiał: olej/płótno
Wymiary: 50 cm x 66 cm
Muzeum Narodowe w Warszawie